|
Forum Fantasy Czyli wszystko o świecie fantasy...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Grim
Paladyn
Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 352
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Doliny Górniczej w Khorinis
|
Wysłany: Sob 22:48, 01 Gru 2007 Temat postu: Maska Upiora |
|
|
Moje Nowe opowiadanie. Dziasiaj napisałem. 6 stron. I co wy na to?
MASKA UPIORA
Skarbiec hrabiego Mortisa nie należał do miejsc które chciałoby się zwiedzić. Właściwie nie chodziło tu o sam skarbiec, który wypełniony rozmaitymi bogactwami, kamieniami szlachetnymi, srebrem i złotem robił bardzo przyjemne wrażenie. Skrzące się krwawo rubiny i promieniujące delikatnym błękitem ametysty, cieszyły oko, mieszając przepuszczone przez nie światło w fiolet. Bogata kolekcja biżuterii ze złota i srebra, rzucała na ściany rozproszone, cętkowane światło. Przy rozlewającym się wokoło bogactwie, szara, brzydka maska, umieszczona na platynowym postumencie, prezentowała się niczym psia kupa na śmietankowym torcie. Tak przynajmniej myślał stojący przed potężnymi wrotami skarbca Komendant.
Lubił swoją pracę. Co tu kryć, dowództwo nad bandą niezbyt rozgarniętych strażników, rządzenie i wyręczanie się nimi było bardzo przyjemne. Pomieszczenie było silnie strzeżone przez tłum podkomendnych, z których jeden co kilka minut zdawał mu raport, niekiedy przynosząc także szklaneczkę czegoś na pobudzenie. Strażnicy zresztą stanowili jeden z mniejszych problemów. Potencjalny złodziej, zanim by dostał się do zamku, musiałby jeszcze przepłynąć głębokie jezioro i dostać się na sam dwór. Nie da się ukryć, hrabia Mortis był paranoikiem. Kto inny budowałby posiadłość na malutkiej wysepce, pośrodku Jeziora Rebskiego?
Zaraz po dostaniu się na Dwór, czekały jeszcze inne niespodzianki. Aby włamać się do wnętrza kompleksu Skarbcowego, należało ominąć masę magicznych pułapek. Wystarczyło zapomnieć hasła, aby ukryte w wąskich, wydrążonych w murze szczelinach strzały, podziurawiły nieszczęśnika jak sito. Naturalnie, najlepiej zabezpieczony był sam skarbiec. Potężne, stalowe drzwi, były właściwie niczym, przy innych ciekawostkach które znaleźć można było wewnątrz. Wielkie, zgniatające na miazgę, kamienne bloki, wysuwające się z podłogi kolce, nabijane ostrzami bale spadające nagle z sufitu... to wszystko było zaledwie początkiem długiej litanii innych, równie ciekawych i pomysłowych pułapek. Z pewnością architekci mieli niezły ubaw przy wymyślaniu jak chronić skarby hrabiego.
Wisząca nad jego głową pochodnia zamigotała, przechylając swój płomień do tyłu i osmalając ścianę. Komendant poczuł lekki przeciąg. Pewnie zbliżał się raportujący strażnik. Oparł się o wrota skarbca szeroko ziewając. Niedawno wysłał jednego po wino. Przyda mu się małe wzmocnienie. Na nim przecież ciążyła odpowiedzialność za cały majątek hrabiego! Mały zalatujący alkoholem bukłaczek, z pewnością ułatwiłby mu dźwiganie tego brzemienia odpowiedzialności... Nagle w jego kierunku śmignęła strzała! Komendant, uchylił się instynktownie osłaniając rękami twarz. Strzała rozbiła się o wiszącą nad jego głową pochodnię zalewając ją i kulącego się poniżej Komendanta wodą. Pochodnia zamigotała, zatrzeszczała i zgasła, pogrążając korytarz w ciemności. Dopiero teraz, spostrzegł, że wiszące za załomem korytarza pochodnie się nie palą. I dopiero teraz spostrzegł też parę żółtych, kocich oczu, połyskujących w mroku. Były jednak zbyt duże, by mogły należeć do kota. Tak wielkie oczy mógł mieć tylko jego większy kuzyn, jak tygrys, czy lew. Jednak te egzotyczne zwierzęta nie żyły przecież w tych stronach! Komendant ostrożnie sięgnął po miecz. Oczy zbliżyły się, promieniując zimnym, drapieżnym okrucieństwem. Szarpał się z mieczem, próbując wyciągnąć go z pochwy. Niestety, strach w połączeniu z zardzewiałym, długo nie używanym żelastwem, uniemożliwiał mu szybkie wyjęcie ostrza. Usłyszał dziwny dźwięk. Mruczenie? – zdziwił się komendant trafnie interpretując odgłos. Oczy były już bardzo blisko. Teraz można było już zauważyć, że nie znajdują się, jak można by oczekiwać w okolicach ziemi, ale na poziomie wzroku komendanta.
- Czym jesteś? – wyszeptał strażnik z przerażeniem. Oczy zmrużyły się, jak gdyby ich właściciel obdarzył go cynicznym uśmiechem.
- Złodziejem – rozległ się wysoki, cyniczny głos.
Po czym komendant padł na ziemię ogłuszony silnym ciosem pałki.
***
Był nie przytomny. Nie wiedział jak długo to trwało ale gdy tylko się obudził, spostrzegł coś czego zawsze się obawiał. Ten widok śnił mu się w nocnych koszmarach i dręczył czasem na jawie podczas zimnych nocy, gdy na dworze szalała burza a on stał samotnie na warcie.
Skarbiec był otwarty.
***
Przerażenie i determinacja opanowały go z niespotykaną siłą umożliwiając mu wyciągnąć w końcu miecz. Minęło już widać co najmniej kilka godzin, bo przez kryształowy dach skarbca wpadało zimne światło oświetlając komnatę. Komendant wpadł do skarbca z obnażonym mieczem, mając jeszcze nikłą nadzieję na pochwycenie złodzieja. Miał szczęście.
Na samym końcu pomieszczenia stał mężczyzna, majstrując przy magicznym zamku klosza, pod którym ukryta była Maska. Komendant stał oniemiały. „Dlaczego nie zabrał złota i klejnotów, tylko męczy się z tą bezużyteczną maską?” – przebiegła przez jego głowę myśl. „I CZYM on jest!?” Wbrew pozorom nie był to zwykły facet, za którego wziął go z początku komendant. Sylwetkę miał nieco pochyloną, a ręce nieco dłuższe, niż normalny człowiek. Miał też muskularne nogi z wygiętymi w przeciwną stronę stawami. Odziany był w czarny obcisły kostium z kapturem z pod którego wystawały... kocie, porośnięte żółtym futrem uszy! Najbardziej jednak dziwne było to, że włamywacz miał... cóż, ogon. Długi, żółty, cętkowany ogon.
Klik! Zamek w końcu zaskoczył i klosz uniósł się delikatnie ukazując przed złodziejem brzydką, szarawą maskę przedstawiającą pokrzywioną, upiorną twarz.
- Nie waż się dotykać maski, ty obrzydliwy Mutancie! – krzyknął komendant z końca sali.
Włamywacz obrócił się błyskawicznie. Dolną część jego twarzy skrywała czarna tkanina, znad której pobłyskiwała para żółtych, kocich oczu. Przybysz zmrużył je, jak przy cynicznym uśmiechu.
- Nie bądź śmieszny. – powiedział sięgając po maskę.
Komendant, pognał w kierunku włamywacza. Jeśli zginie cokolwiek, nawet takie gówno jak ta maska, hrabia Mortis obedrze go żywcem ze skóry! Dlaczego złodzieje byli tacy samolubni? Powinni przecież pomyśleć też o nim?
Człowiek–Kot ściągnął czarną tkaninę. Jego twarz... przypominała elfa. Jednak miał szerszy, czarniawy nosek, a jego usta były wygięte ku dołowi tworząc coś na podobieństwo szyderczego, kociego uśmiechu. Porastało ją też króciutkie, żółte, cętkowane futro. Spojrzał szyderczo na biegnącego Komendanta krzywiąc się cynicznie. Włożył powoli Maskę. Nagle jego ciało rozbłysło błękitnym astralnym światłem. Przybysz uniósł się nieco nad ziemię odchylając się do tyłu i przyciskając ręce do twarzy wyjąc w nieopisanym bólu. Jego wrzask był tak przeszywający, jakby piekło się żywcem kilka istot naraz. Jakby obdzierało się ze skóry człowieka i kota, uwięzionych w jednym ciele. Komendant przypadł do ziemi zasłaniając uszy przed tym upiornym wrzaskiem. Lecz on wciąż trwał. Przebijał się przez jego ręce raniąc uszy. Czuł jakby setki stalowych igieł wbijało mu się w głowę, przewiercając się przez czaszkę do mózgu. Wtem, krzyk ustał. Oszołomiony komendant, powoli uniósł się z ziemi. Nie wiedział, czy zobaczy jeszcze złodzieja. Może zostało po nim tylko straszliwie zdeformowane ciało? Bał się tego co ujrzy... Powoli jednak uniósł wzrok patrząc w miejsce gdzie uprzednio stał ten dziwaczny kotoludź.
Przed nim stał całkowicie wyprostowany... upiór. Nie wiedział jak nazwać to inaczej. Jego czarny kostium porwał się, a wokół niego unosiły się luźne nitki tkaniny. Stracił ogon, kocie uszy... W ogóle nie przypominał już tego, który włamał się do tego skarbca. Wyglądał jak straszliwy, groźny... nie wiedział czym był. Jego ukryta w cieniu kaptura twarz, stanowiła stopiona biała masa. Jedynie rdzawe, błyszczące oczy, zdawały się w niej być jeszcze żywe. Całe jego ciało było dziwnie przejrzyste. Zupełnie, jakby nie był już całkiem materialny. Komendant wgapiał się z przerażeniem na upiornego stwora, nie wiedząc co powiedzieć. Jedyne co przychodziło mu teraz do głowy, to ucieczka. Nie mógł tego zrobić. Był zbyt przerażony. Przybysz zwrócił na niego swoje upiorne, czerwone oczy. I roześmiał się. To nie brzmiało wcale przerażająco. Komendant rozgniewał się. Nikt nie miał prawa z niego kpić! A już zwłaszcza jakiś głupi złodziej!
- Zamknij się! – ryknął szarżując na upiora.
Jego krwawe oczy rozszerzyły się, lecz komendant był już zbyt blisko, by ten zdołał się uchylić. Nie musiał zresztą tego robić. Komendant przeszedł przez niego, jak przez mgłę i wyrżnął ciężko w ścianę.
- Dureń! – zaśmiał się nieziemskim głosem duch.
- Czekaj no ty mały... – mamrotał komendant zbierając się z podłogi mając w zamiarze ukatrupić tego bezczelnego ducha, obojętnie, czy był już i tak martwy.
Ten jednak olał go całkowicie. Rzucił jeszcze tylko tęskne spojrzenie na resztę skarbów po czym uniósł się w powietrze, przenikając przez sufit.
W tym momencie do skarbca wsypali się jego strażnicy, z samym hrabią Mortisem na czele. Rychło w czas – można by rzec. Hrabia obrzucił szybkim wzrokiem pomieszczenie, natychmiast zauważając brak Maski.
- MASKA!!! – krzyknął – Gdzie jest Maska!!!??? – przypadł do bezradnego Komendanta. – Gdzie złodziej!? – warknął potrząsając nim, niczym szmacianą lalką. – GADAJ!!!
- On... No... Po... Poleciał sobie – wykrztusił z rozpaczą.
Twarz hrabiego była tak gorąca, że spokojnie można by na niej upiec smoka.
***
Nad zamkiem unosił się upiór, obserwując uważnie przez okno przebieg wypadków. Po kilku chwilach wyleciał przez nie komendant ciągnąc za sobą swój krzyk niczym długi welon. Z cichym pluskiem wpadł do wody, na chwilę burząc jej spokojną powierzchnię. Kilka chwil później dopłynął do zacumowanej niedaleko łódki, którą Duch niedawno tam zostawił. Nie chciał przecież jego śmierci. Nigdy nie lubił gdy ktoś umierał. Chyba, że na to zasłużył... Niektórzy mieli szczęście, że trudno było go wyprowadzić z równowagi. Upiór uśmiechnąłby się, gdyby miał czym. Jedynie nagle roziskrzone oczy świadczyły o jakimś grymasie. Uniósł się delikatnie w powietrze, szybując w kierunku Akademii. Po kilku godzinach dotarł. Wcześniej, dostanie się do posesji hrabiego zajęło mu kilka dni, lecz upiorna powłoka, pozwalała mu na znaczne zwiększenie prędkości. Przeniknął przez ściany Akademii dostając się do Komnaty Relikwii. Mistrz, już na niego czekał.
- Ach! – westchnął zadowolony – Maska Upiora! Dobra robota Grim. – pochwalił go.
Duch sięgnął dłońmi do twarzy, zdzierając z niej Maskę. Nie chciała łatwo ustąpić. Po tylu latach, nareszcie posiadła nosiciela. Jednak w końcu ją zdjął. Opadł powoli na ziemię. Był średniej wysokości półelfem z jasnymi, rozczochranymi włosami. Nie miał już kocich cech które pojawiały się podczas Manifestacji. Jego oczy znów stały się zielonej barwy, a spiczaste uszy wróciły na swoje miejsce. Strój jednak nadal miał w strzępach. Wręczył Mistrzowi Maskę, jednocześnie oglądając się krytycznie.
- Mogę dostać nowy strój? – spytał patrząc z niesmakiem na czarne postrzępione ciuchy.
- Oczywiście – zgodził się Mistrz odkładając Maskę do specjalnej, poświęconej jej komory. Po chwili wyjął nowy strój wręczając go Grimowi.
Półelf ściągnął zniszczona koszulę, wkładając na jej miejsce zielona kamizelkę z postawionym kołnierzem. Przez plecy przewiesił pas, na którym uwieszona była lutnia. Włożył nowe, oliwkowe spodnie i przepasał się w pasie pasem, przyczepiając do niego dwa sztylety. Na końcu na głowę nasadził szpiczasty, zielony kapelusz z szerokim rondem. Grim lubił zielony.
- Czy teraz jestem wolny? – spytał sięgając po lutnię i delikatnie przebierając po jej strunach.
Mistrz spojrzał na niego niechętnie. Widocznie nie miał ochoty go zwalniać ze swoich obowiązków.
- No dobrze. – westchnął w końcu.
Grim pokłonił się teatralnie zdejmując kapelusz.
- Dziękuję, mistrzu.
- Na bogów, tylko nikogo nie okradaj! – dorzucił jeszcze za wychodzącym.
Nie słyszał go. Zresztą i tak by nie usłuchał. Życie barda pełne było pokus. I naiwniaków którzy aż się proszą aby ulżyć im w dźwiganiu ciężkich sakiewek.
Napewno jest to opowiadanie inne niż do tej pory pisałem. Mam nadzieję, że lepsze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Akha Quar'c
Sierżant
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 14:06, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Bardzo fajne Wiedziałem, że Ci się uda idealnie je napisać. Ale wiesz, tę metamorfozę mógłbyś troszkę inaczej opisać, ale tak jak jest, też mi się podoba Kontynuuj , a jakbyś miał jakiś problem, to na GG
Pozdro!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elenil
Namiestnik Królestwa
Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 425
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Mroczna Puszcza
|
Wysłany: Śro 1:12, 05 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Przeczytałem tylko fragment, potem doczytam resztę. Od początku wiedziałem, skąd wziąłeś pomysł. I nie pomyliłem się. Żywcem zerżnięte z drugiej części Prince Of Persia, kiedy to książe zmienia się w upiora piasku, nieprawdaż? Zresztą to "żywcem zerżnięte" to lekka przesada, bo nie czytałem całości. Ale ten fragment o przemianie to dokładnie to. Zgadza się? :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grim
Paladyn
Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 352
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Doliny Górniczej w Khorinis
|
Wysłany: Śro 11:38, 05 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Tak jakby... nie. BTW masz swoja rację bo nieco się Księciem inspirowałem, ale tylko odnośnie nazwy Maski. I najpierw przeczytaj w całości, a dopiero potem możesz mówić że z czegoś zerżnęłem .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|